To, co zobaczyłam po zdjęciu folii bąbelkowej nieco mnie zaskoczyło, ponieważ nigdy nie niczego nie filcowałam.
Właściwie nie wiedziałam czego się spodziewać, ale na pewno ucieszyło mnie to, że coś zostało z ułożonych kwiatków:
Sprawy zaczęły się mocno komplikować, gdy spróbowałam zdjąć szalik z folii-najzwyczajniej w świecie się rozsypał.. Cóż, trochę szkoda było mi włożonej pracy, więc postanowiłam dokupić wełnę i jakoś uratować strzępki filcu. Pomysł okazał się nie najgorszy, oprócz tego, że nowa warstwa kiepsko łączyła się z tą już ufilcowaną. Stwierdziłam, że jest jeszcze ostatnia deska ratunku- filcowanie na sucho. Okazał się to strzał w dziesiątkę- szalik wprawdzie dalej jest "poszarpany", ale przynajmniej nic nie odpada. Co do efektu końcowego- hmm.. z kwiatów niewiele zostało, zamiast pięknej błękitnej łączki powstały upiorne kwiaty...
Po wielu próbach udało mi się w końcu tak zawiązać szalik, żeby było widać kwiatka a nie biedne, smutnie opadające strzępki filcu:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz