czwartek, 29 stycznia 2015

Serduszka frywolitkowe

     Może i nie wszyscy lubią Walentynki- ja z pewnością do tych osób nie należę, uważam je za bardzo miły dzień. Co roku robię parę kartek lub innych drobnostek dla najbliższych. Tym razem przygotowania zaczęłam nieco wcześniej...


Teraz intensywnie myślę, jakby tu wykorzystać powstałe frywolitki. Są dość ozdobne, więc mogą pełnić nawet rolę małych serwetek. Inny pomysł, to naszycie ich na koszulkę, filcową torbę, naklejenie na zeszyt, kalendarz, kartkę walentynkową.. Ciekawa jestem Waszych pomysłów ☺
Wzór autorstwa Susan Fuller.


niedziela, 25 stycznia 2015

Kartka- koszula

     Poniższa kartka powstała wprawdzie na dzisiejsze urodziny Turkucia Żabojada, ale tak sobie myślę, że może ktoś skorzysta z pomysłu na zbliżające się Walentynki lub tak po prostu- żeby zrobić jakiemuś osobnikowi płci męskiej miłą niespodziankę. Sposób wykonania nie jest tajemnicą- wystarczy wpisać w google "koszula origami". Kartka otwiera się po pociągnięciu za krawat (dlatego warto go przykleić), w środku można ukryć życzenia albo jakieś czułe, pikantne, drapieżne, ostre, delikatne, słodkie, czy jakie tam kto woli słówka. Mam nadzieję, że TŻ nie zajrzy na bloga przed dzisiejszym spotkaniem (na które jak zwykle jestem już spóźniona), a jeśli miałby to zrobić to... wszystkiego najlepszego!


sobota, 17 stycznia 2015

Ciasto mocno miętowe

     Ostatnio wszystkie rzeczy, które zaczęłam robić, leżą w kącie. Wstyd przyznać, ale gdy wracam do domu przed dwudziestą drugą, nie mam cierpliwości ani siły do frywolitki ani innych zaczętych prac. Sporo czasu za to spędzam w kuchni, stąd chwilowo na blogu pojawi się więcej postów kulinarnych. Aaa i starałam się też podszkolić w kwestii robienia nieco lepszych zdjęć niż do tej pory-efekty można zobaczyć poniżej. 

Nie wymyśliłam poniższego przepisu sama, podobne znalazłam w internecie na kilku blogach i stronach, między innymi u Klementynki. Zależało mi jednak, aby świeży aromat był bardziej wyczuwalny, więc dodatkowo w mleku, na którym gotowałam budyń zaparzyłam torebkę mięty. Robiąc krem budyniowy, zawsze masło lub margarynę ucieram z pudrem- w przeciwnym wypadku mam bonus w postaci kryształków nierozpuszczonego cukru. Nie dodaję wtedy cukru do budyniu. No i główna zmiana- inne ilości składników- moja blaszka ma nieco mniejsze wymiary coś koło 25x30.

Co to będzie, co to będzie...


Składniki:

Ciasto:
  • 3 jajka
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1/2 szklanki mąki pszennej
  • 1 łyżka kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia

Krem miętowy:
  • półtora szklanki mleka
    1/2 szklanki wody
    180g landrynek miętowych
    2 łyżki cukru pudru
  • 1 opakowanie budyniu śmietankowego 
  •  1/2 kostki margaryny
  • torebka herbatki miętowej

Pianka:
  • 250ml śmietanki kremówki
  • galaretka agrestowa
  • 1 szklanka wody

Dodatkowo:
  • 20 herbatników 
  • 30g gorzkiej czekolady

Wykonanie zajęło mi w sumie jakieś dwie godziny, łącznie z pieczeniem, studzeniem ciasta, budyniu i galaretki. Do rzeczy: gotujemy szklankę mleka na krem  i zaparzamy w niej torebkę mięty. W osobnym garnuszku cukierki zalewamy wodą i rozpuszczamy na wolnym ogniu. Po rozpuszczeniu łączymy je z miętą zaparzoną w mleku. Zagotowujemy całość i dodajemy budyń rozmieszany w połowie szklanki pozostałego mleka. Ugotowany budyń zostawiamy do ostygnięcia. W tym czasie przygotowujemy biszkopt- białka ubijamy na sztywno, pod koniec dodając cukier. Do piany z cukrem dodajemy żółtka oraz przesiane i dobrze wymieszane suche składniki (to ważne, jeśli chce się mieć biszkopt bez żadnych "gór i dolin"). Całość dokładnie mieszamy przy użyciu miksera (końcówka haki- takie jak do wyrabiania ciasta, najwyższe obroty, ale ponoć można zrobić to łyżką, przynajmniej tak twierdzi moja mama). Biszkopt wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na 20 minut. Po upieczeniu studzimy. W czasie pieczenia ciasta rozpuszczamy galaretkę w szklance gorącej wody. Studzimy. Margarynę przeznaczoną na krem ucieramy z cukrem. Stopniowo dodajemy zimny budyń miętowy. Gotowy krem przekładamy na biszkopt kakaowy. Kolejna warstwa to herbatniki- na moją blaszkę mieści się dokładnie dwadzieścia ciasteczek. Należy je ułożyć na kremie miętowym. Zrobienie następnej warstwy to ubicie śmietany kremówki i połączenie jej z tężejącą galaretką. W moim przypadku masa była dość rzadka, więc dla pewności, żeby nic nie wypłynęło schłodziłam ją jeszcze trochę. Gdy zgęstniała, rozprowadziłam ją na warstwie herbatników i udekorowałam całość startą drobno czekoladą. Ciasto lepiej smakuje na drugi dzień, kiedy krem i pianka dobrze stężeją a herbatniki zmiękną. 
Smacznego! 


czwartek, 8 stycznia 2015

Powrót

     Frywolitka jest jedną z niewielu technik, która mi się nie znudziła po dwóch tygodniach. Do tej pory nałogowo robiłam zakładki, które już pokazywałam na blogu: czarne w dwóch wersjach i fioletowo-szare. W międzyczasie powstało też sporo innych koronek, ale dzisiaj pokażę tylko bransoletki. Pomarańczową została obdarowana mama. Niestety wzór był średnio przyjemny w robieniu-wcale nie był tak prosty, na jaki wygląda. Praca zajęła mi więcej czasu niż myślałam, nie zdążyłam już zrobić zdjęć po drobnych poprawkach, docinaniu niektórych nitek i usztywnieniu. Ostatecznie bransoletka prezentuje się dużo lepiej niż na zdjęciach.


     Drugi egzemplarz uwieczniłam już po wszystkich końcowych zabiegach ☺


     Do usztywniania używam wikolu zmieszanego z wodą- proporcje mniej więcej 1:1.Jak widać, efekt po jego użyciu jest zadowalający. A tak wyglądają oba zapięcia:


     Szara bransoletka wygina się na tym zdjęciu ze względu na rozciągnięcie- w przeciwnym razie nie chciała mi "pozować"... Ta złośliwość rzeczy martwych... Nie mogę się nadziwić, patrząc na zdjęcia prac na innych blogach, są takie piękne, a mnie zawsze się coś przytrafi podczas fotografowania. ☺

czwartek, 1 stycznia 2015

Ciasteczka trzyskładnikowe

     Z okazji wyjątkowej, sylwestrowej nocy przydzielono mi zadanie-miałam zająć się zrobieniem słodkości na imprezę. Zdawałam sobie sprawę, że większą popularnością będą cieszyły się raczej słone i ostre przekąski, dlatego nie miałam nawet w planach pieczenia nie wiadomo jak okazałych ciast i ciasteczek. Wręcz przeciwnie, poszłam na totalną łatwiznę. Upiekłam ciasto na maślance oraz ciasteczka uwiecznione na zdjęciach poniżej. 

     Przepis jest banalnie prosty, potrzebne są:
  • 200g kwaśnej śmietany
  • 2,5 szklanki mąki
  • kostka margaryny

     Wszystko należy zagnieść, włożyć do lodówki na jakieś pół godziny, reszta to radosna twórczość własna. Ja tym razem do ciasta dodałam cukier migdałowy. Ciasteczka wycinałam radełkiem z chirurgiczną wręcz precyzją...


 Całość smarowałam białkiem i posypywałam grubym cukrem do dekoracji wypieków, który nie topi się i nie zmienia barwy podczas pieczenia:


Artystyczny nieład po 25 minutach pieczenia w 180 stopniach wyglądał dość smakowicie:


Przepis wymyślił zapewne jakiś geniusz. Ciasteczka robi się błyskawicznie, chwilkę zajmuje jedynie chłodzenie i pieczenie. Dodatkowym plusem jest spore pole do popisu: z ciasta można uformować rogaliki, przekładane ciasteczka, nadziewane rurki, można dodać ulubione dodatki: kakao, aromaty, posypać kokosem, orzechami..
     ♦♦♦

Wszystkim odwiedzającym bloga życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku oraz chcę podziękować za pozostawione do tej pory miłe słowa w komentarzach. Dzięki nim wiem, że niepotrzebnie się "ukrywałam" przez czas od założenia bloga, do jego "rozkręcenia" i rozpoczęcia regularnego dodawania postów. ☺
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...